Relacja z przejazdu dookoła Tatr na trasie Nowy Targ – Liptowski Mikulasz – Nowy Targ z odbiciem do Popradskego Pleso. Mapka z trasą przejazdu pod tekstem.
13 październik tuż przed 7:00 rano. Wjeżdżamy z Łukaszem do Nowego Targu. Włóczymy się po mieście samochodem z komórką w ręku, szukając coraz to kolejnych lokali gastronomicznych w których moglibyśmy zjeść śniadanie. Pomimo obietnic Google znajdujemy tylko jeden czynny tak wcześnie lokal Bar Zajezdnia przy giełdzie na ulicy Ludźmierskiej 30. Jak nazwa wskazuje jest to po prostu bar, ale każdy może znaleźć w nim coś dla siebie. Zamawiamy jajecznicę z chlebem i bułkami. Do tego kawa. Następnie jedziemy na stację benzynową Orlen przy Alei Solidarności w okolicach której zamierzamy zostawić samochód. Okazuje się, że tuż obok za stacją kontroli pojazdów jest strzeżony parking całodobowy. Pozostawienie samochodu na cały weekend kosztuje jedynie 20 zł. Korzystamy. Przebieramy się, zakładamy ochraniacze na buty, dopinamy torby. Jest ok +3 st. C. Jedziemy jeszcze rowerami do pobliskiej Castoramy, ponieważ w liczniku Łukasza, jedynym jakim dysponujemy, wyczerpała się bateria. Po dokonanym zakupie ruszamy. Startujemy w miejscu w którym zaczyna się Szlak Wokół Tatr. Prowadzi nas wspaniała droga rowerowa z licznymi wiatami, przejazdami. Całość sprawia dobre wrażenie. W oddali majaczą Tatry. Od tej pory nie spuścimy z nich wzroku.
Powoli ociepla się a po słowackiej stronie robi się nad wyraz malowniczo. W miejscowości Trstená zbaczamy ze szlaku i drogą nr 520 kierujemy się do Vitanova skąd zaczyna się pierwszy podjazd na Sedlo Borik na wysokość 954 m n.p.m. Podjazd długości 12 km i średnim nachyleniu 2,2% oraz maksymalnym nachyleniu na 100m 10%. Kolejny podjazd jeszcze przed Liptowskim Mikulaszem prowadzi z Zuberca na Kvačianske Sedlo na wysokość 1098 m n.p.m. Jedzie się szerokim asfaltem, ruch jest, ale niezbyt wzmożony, do dyspozycji w miarę czysty wąski pas awaryjny. Po prawej stronie wznosi się Babia Góra, widoczna w pewnym momencie jak na dłoni. Podjazd ma długość 9,8 km o średnim nachyleniu 3,5% i maksymalnym nachyleniu na 100m 12,1%. Ciekawy jest zjazd z przełęczy. Jedziemy szerokim asfaltem zaliczając kilka ostrych zakrętów.
Zjeżdżamy do Liptovkiej Sielnicy i kierujemy się do Liptovskiego Mikulasza, gdzie jemy pyszny obiad w restauracji Rotunda pod adresem Námestie osloboditeľov 63/4 którą polecamy (czynna w sobotnie popołudnie) – pod koniec posiłku tracimy nadzieję, że zdołamy zjeść naleśniki zamówione na deser, jednak w praktyce nasze możliwości okazują się o wiele większe niż sugerują żołądki a może po prostu naleśniki są wyjątkowo smaczne. Ja osobiście nie dałem rady jedynie sałatce greckiej. Kawa jest smaczna. Dzień jest wyjątkowo ciepły. Jest około +20 st. jak na tę porę roku oraz rejon nad wyraz ciepło. Jedziemy porozpinani. Jutro będzie jeszcze cieplej do tego stopnia, że będę jeździć praktycznie cały dzień w krótkim rękawku. Jedziemy dalej i zatrzymujemy się jeszcze w centrum handlowym w poszukiwaniu wody. Z Liptovskego Mikulasza kierujemy się na Podbanske w Liptovskim Hrádoku, zatrzymując się obok zamku i podziwiając pomnik poświęcony ofiarom obydwu XX wiecznych wojen. W Podbanskim zastaje nas noc. Po drodze mijamy rowerzystów z Polski, których rozpoznajemy po sakwach Crosso.
Jedzie nam się tak dobrze, że postanawiamy dociągnąć do miejsca zwanego Tri studničky na wysokości 1141 m n.p.m. w ramach 17 kilometrowego podjazdu Podbanske-Strebske Pleso, nie martwiąc się, że kończy nam się woda – Tri studničky, to miejsce w którym jest ocembrowane źródełko. Po około 5 km wspinania się w górę osiągamy nasz cel. Jest to baza wypadowa na Krywań z którego jak się okaże ludzie będą schodzić aż do 12:00 w nocy i wchodzić jeszcze przed świtem. Podobno jest to słabo uczęszczany szlak, mam jednak na ten temat inne zdanie. W świetle czołówek szukamy najdogodniejszego miejsca na obóz, po czym wypinamy koła, kotwimy je linkami i śledziami do ziemi i rozpinamy tarpy. Schodzimy do studzienki po wodę. W świetle nieprzeliczonej ilości gwiazd jemy kolację, popijając herbatą. Noc mija nam spokojnie. Jest ciepło, około +5 st. C nad ranem. Jest też wyjątkowo sucho – w nocy wychodzę z „namiotu” za potrzebą jedynie w samych skarpetkach i przechodzę poza obóz kilkanaście metrów po trawie i liściach jednak skarpety mam suche. Rano już po posiłku, gdy ściągamy tarpy i montujemy koła, do naszego obozowiska przychodzą cztery kozice – dwoje dorosłych i dwoje młodych. Jedzą liście dosłownie metr od nas, niewiele robiąc sobie z naszej obecności. Przez dłuższy czas towarzyszą nam a jedno z nich wykazuje zainteresowanie naszymi rowerami. Po śniadaniu schodzimy w dół, napotkani turyści pytają nas czy byliśmy rowerami na Krywaniu 🙂 Pogoda jest przepiękna. Pełne słońce które będzie nam towarzyszyć aż do końca dnia.
Kontynuujemy podjazd na Štrbské Pleso z prawej strony podziwiając Niżne Tatry z lewej zerkając na strzelisty, zimny, stalowy szczyt Krywania. Zbaczamy do Štrbskégo Pleso a stamtąd udajemy się do Popradskiego Pleso mając przed sobą podjazd długości 5,4 km o średnim nachyleniu 5,8% i maksymalnym nachyleniu na 100 m 12% Podjazd jest rewelacyjny. Po drodze przepiękne widoki na tatrzańskie szczyty. Droga w dużej mierze wiedzie przez las. Minusem jest spora liczba pieszych turystów, których trzeba wymijać, współpracujemy jednak i naprawdę jest miła atmosfera. Popradske Pleso wywiera na nas spore wrażenie. To takie słowackie Morskie Oko. Przed nami dosłownie na wyciągnięcie ręki wznoszą się strome szczyty. Od jeziora bije rześki chłód. Zawracamy i jedziemy do Starego Smokovca w którym w małej knajpce przy drodze zjadamy smaczne placki ziemniaczane i gofry z bitą śmietaną. Ja nie mogę odmówić sobie piwa bezalkoholowego, smacznego Zlatego Bazanta.
Jest potwornie ciepło. Po wyruszeniu w dalszą drogę gubimy szlak i zjeżdżamy 12% zjazdem w kierunku Popradu. Pomyłkę korygujemy dopiero po przejechaniu ponad 2 kilometrów. Zawracamy więc i…szczena nam opada. Do tej pory mieliśmy Tatry po lewej stronie, teraz na wprost nas rozpościera się skalna ściana… Wracamy malowniczą drogą przez Dolny Smokoviec w kierunku na Tatrzańską Łomnicę, po lewej majestatycznie wznosi się Łomnica. Po drodze zaliczamy kolejny 11 km podjazd na Ždiarskie Sedlo z Tatranskiej Kotliny o średnim nachyleniu 2,7%. W Zdziarze na stacji paliw pijemy kawę i jemy lody – dawno już nie jadłem lodów w połowie października. Ostatecznie zjeżdżamy do Łysej Polany, gdzie mamy zjeść poważny posiłek. Niestety mijamy stronę słowacką a po polskiej oprócz smrodu z niezliczonej ilości samochodów stojących w korku nie ma w zasadzie kompletnie nic, generalnie Polska w ruinie chciałoby się zacytować klasyka.
Jedziemy dalej obiecując sobie zjeść obiad w okolicach Bukowiny Tatrzańskiej. Czeka nas jeszcze prawie 6 kilometrowy podjazd na Głodówkę o średnim kącie nachylenia 2,9%. Następnie zjeżdżamy do Bukowiny. Jemy mega sytą obiado-kolację i prujemy w ciemnościach nocy zjazdem do Leśnicy. Po drodze zakładam na worek z przodu czołówkę, bo moja lampka w takim pędzie nocnym i delikatnej mgle nie wybiera drogi. W Leśnicy fajna niespodzianka, krótki solidny podjazd i już zjeżdżamy z Szaflar do Nowego Targu, aby około 20:30 zamknąć pętlę i wrócić na parking.
Mogę śmiało wszystkim polecić trasę wokół Tatr.Naprawdę jest wspaniała, obfituje w wiele atrakcji, jej walory ujawniają się na pewno podczas pięknej pogody, kiedy nie ma zachmurzenia. Trasa nie jest trudna. Jechaliśmy dwoma różnymi rowerami – lekką szosą ważącą 8,5 kg oraz ciężkim stalowym gravelem ważącym 12 kg. Bagaż każdego z nas zamykał się gdzieś w okolicy poniżej 4 kilogramów. Moje przednie bidony pozostawały oczywiście cały czas puste – miały pełnić jedynie rolę pojemników na wodę na czas obozowiska, bo do końca nie wiedzieliśmy gdzie będziemy nocować a zapotrzebowanie na wodę mieliśmy przy liofilizatach spore, bo wychodziło w minimalnym ujęciu po 2 litry na głowę na kolację i śniadanie a w praktyce zużycie wody było większe. Po tej wycieczce myślę o eliminacji przednich koszyków i zabieraniu ze sobą co najwyżej 3 bidonów oraz bukłaka, który awaryjnie przed kolacją mogę napełnić i przewieźć na przednim worku kilka kilometrów do bazy.Dzięki temu mogę pomyśleć o specjalnym mocowaniu statywu fotograficznego na przednim widelcu 🙂
Chcieliśmy podjechać na Velicke Pleso niestety nie mieliśmy już czasu a na pewno warto odwiedzić to miejsce. Myślę już o powtórzeniu tej trasy, ale z rozbiciem może na 3 dni, tak aby odwiedzić każde z jezior oraz schronisk w tym stacji kolejki na Łomnicę, do których można dojechać asfaltem, zbaczając z głównej trasy a przy tym aby mieć czas zatrzymać się w każdym z tych miejsc. Z pewnością Tatry są niedoścignione pod kątem walorów krajobrazowych. Trasa daje niesamowitą frajdę ze względu na mijane okolice oraz rozpościerające się krajobrazy, ale również pokonywane podjazdy i zaliczane przewyższenia.
Filmik Łukasza z przejazdu wokół Tatr:
Poniżej mapka z trasą przejazdu: