Relacja z wyjazdu którego celem jest schron pod Puszczą Śnieżnej Białki. Przejazd z Kamieńca Ząbkowickiego przez Góry Złote w tym Przełęcz Różaniec, Przełęcz Lądecką, Przełęcz Gierałtowską, Przełęcz Suchą, Przełęcz Płoszczynę, Kraliki do Międzylesia.
Wyjazd którego celem był przejazd szutrami oraz zapomnianymi asfaltami Rychlebskich Hor, odwiedziny Przełęczy Gierałtowskiej, nocleg w chacie pod Rezerwatem Puszcza Śnieżnej Białki oraz przejazd przez Góry Orlickie, który niestety nie doszedł do skutku.
Trasa z Kamieńca do czeskiej Bilej Vody jak zwykle okraszona zostaje mini śniadaniem w sklepie spożywczym na skrzyżowaniu w miejscowości Topola. Prognoza pogody przewiduje masakryczne upały, zapobiegawczo zaopatruję się więc w dwie puszki coli, które ładuję w kieszonki koszulki. Prognoza nie zawodzi za Bilą Vodą jeszcze przed Przełęczą Różaniec temperatura drastycznie wzrasta i z daszka czapeczki pot leje się strumieniami na worek wpięty w uprząż. Po drodze zaliczam przemiły „szuter” lecący po obwodzie Borówkowej oraz zlokalizowane gdzieś niżej zapomniane stare, leśne asfalty czwartej kategorii. Jestem sam, jest cicho i jedynie upał daje się we znaki. Na Przełęczy Lądeckiej podziwiam z ławki krajobraz a następnie puszczam się malowniczym przejazdem spod przełęczy do wsi Zalesi gdzie po raz kolejny dumam nad różnicami pomiędzy narodem czeskim a polskim. Przedmiotem rozmyślań jest wiata wypoczynkowa wyposażona w magnetyczną tablicę z m.in. mapką wsi oraz jej opisem. Poniżej jest półka w której ułożona jest cała masa figur geometrycznych-magnesów, które dzieciaki mogą wieszać na tablicy oddając dawną formułę wsi w tym rozmieszczenie poszczególnych zabudowań. Tablica ma już swoje lata, pomimo tego nie jest zniszczona a magnetyczne paski nie zostały rozkradzione… Oczywiście przy wiacie jak to w Czechach brak kosza na śmieci a jednak jest niebywale czysto. Co kraj to obyczaj…
Następnie niebieskim bardzo malowniczym szlakiem rowerowym przemieszczam się powoli nad Nove Vilemovice – nad wsią w małej wiacie jem obiad i czekam, aż bokiem przejdzie letnia burza, która od pewnego czasu postępowała obok a z której skrajnych chmur spada ciepły deszczyk. Następnie wjeżdżam na Przełęcz Gierałtowską – to chyba najpiękniejsza sudecka przełęcz. Znajdowała się tu dawniej stara wieś Hraničky zamieszkana przez Niemców Sudeckich wysiedlonych po II Wojnie Światowej.Słońce stoi w zenicie. Żar leje się z nieba.
Podziwiam ciszę i zapach gierałtowskich łąk i zjeżdżam do Nowego Gierałtowa, aby stamtąd pociągnąć asfaltem do Bielic, tam w Chacie Cyborga kupuję litrowa pepsi i zabieram ją ze sobą w dalszą podróż (daleko nie zajedzie) a na miejscu konsumuję lody, ciacho i kawę. Posilony jadę za Bielice wzdłuż Białej Lądeckiej, aby na wysokości Jaworowych Polan urządzić kąpiel w rzece. Woda jest koszmarnie zimna niemniej jednak myję się mydłem biodegradowalnym od stóp po głowę z głową włącznie.
Odświeżony jadę w stronę Duktu nad spławami, aby wreszcie kamienistą i bardzo nierówną drogą dotrzeć do schronu-chatki. Poznaję tam parę z Wrocławia, która rozpaliła już wieczorne ognisko. Niebawem nadciągnie kolejna para z psem. Po kolacji i rozmowach przy ogniu idziemy spać. Noc jest bardzo ciepła, a poddasze schronu świetnie izolowane. Na wypadek snu w takich warunkach zabrałem luźne szorty kąpielowe a i tak pocę się jak na niezapowiedzianej kartkówce. Rano próbuję zjeść liofilozowaną maślankę z malinami firmy Lyo, jednak nie daję się przekonać do smaku trocin i ostatecznie zjadam tylko tyle, aby mieć siłę dotrzeć do Przełęczy Płoszczyna na której planuję u Czechów zjeść smażony ser i frytki. Jadę do Przełęczy Suchej wspaniałym asfaltem 6 kategorii podziwiając okoliczne widoki. Z Przełęczy Suchej zjeżdżam po kamieniach wybijając sobie nadgarstki 😉 Na Przełęczy Płoszczyna dowiaduję się, że Czesi zrezygnowali z gotowania i sprzedaży żarcia. Czas nagli, obiecuję sobie, że zjem po drodze.
W Starym Mieście pod Śnieżnikiem postanawiam jechać dalej na głodniaka. Przed Kralikami łapie mnie deszcz, zamierzam dopompować tylne koło i chowam się z pompką w ręku pod mini wiaduktem linii kolejowej biegnącej przez pole. Podczas próby wykręcenia pompki wykręcam jednocześnie wentyl z tulejki. I tak jeszcze 10 razy. W końcu wymieniam dętkę, jednak nowo założona podczas pompowania wybucha. Zakładam starą i pompuję z 15 razy zanim udaje mi się wykręcić pompkę bez wentylka. Na rondzie w Kralikach spostrzegam jednak, że jadę na flaku. Wentyl przepuszcza. Postanawiam więc przedostać się na z góry upatrzone pozycje i dopompowując jeszcze dwukrotnie dętkę docieram do stacji PKP w Międzylesiu. Z dworca we Wrocławiu mam do domu jeszcze około 9 km przez miasto, aby więc nie dopompowywać powietrza, ryzykując ostateczne wykręcenie wentyla, sklejam wentyl z tuleją w której siedzi za pomocą kleju do łatek. Pompuję i jest ok a góry Orlickie zostawiam na kolejną wycieczkę.
Mapka z trasą przejazdu: