Jak dojechać z rowerem w Bieszczady i nie zwariować

Podstawowym środkiem masowej komunikacji umożliwiającym transport roweru jest pociąg. Oczywiście w miejsce docelowe można dojechać samochodem, jednak obecność samochodu zmusza do planowania trasy w pętli co najczęściej skutkuje brakiem zadowolenia z trasy, ponieważ często zmuszeni jesteśmy w pewnym punkcie zawracać i przejeżdżać przez znane już tereny. Dlatego połączenia kolejowe są chyba najlepszym sposobem na podróżowanie rowerem – pociąg nie tylko zapewnia komfort jazdy, pozwalając m.in.. na solidne wyspanie się np. w przedsionku lub przedziale rowerowym z wykorzystaniem materaca i śpiwora (poza sezonem miejsca rowerowe w pociągach świecą pustkami), ale kolej dociera również w wiele ciekawych miejsc. Kolej posiada również odbudowywaną obecnie infrastrukturę dzięki której podróż możemy zakończyć w miejscu coraz częściej zadaszonym i ciepłym, oczekując na przyjazd pociągu w miarę komfortowych warunkach.

Niestety z punktu widzenia rowerowego podróżnika sieć połączeń kolejowych na terenie kraju została ostatnio niekorzystnie zmodyfikowana. Wiele pociągów została pozbawiona możliwości przewożenia rowerów. Dotyczy to w zasadzie wszystkich połączeń kolejowych z Zagórzem a więc Bieszczadami. Dojazd pociągiem do stacji kolejowej w Zagórzu z rowerem jest obecnie niemożliwy. Np. chcąc wyjechać z Wrocławia do Zagórza pociągiem już we Wrocławiu wsiadamy do składu, który oficjalnie nie jest przygotowany do przewożenia rowerów. W Rzeszowie przesiadamy się do kolejnego pociągu, który nie jest przystosowany do przewożenia rowerów.Nawet jeżeli we Wrocławiu uda nam się wpakować rower do pociągu wręczając konduktorowi do ręki artefakt (zakładając, że nie uczynił tego już wcześniej ktoś inny), to nie mamy pewności, że w Rzeszowie natrafimy w pociągu na konduktora będącego kolekcjonerem artefaktów, tudzież, może być to kolekcjoner, jednak do tego stopnia oddany sprawie, że szelest banknotu lub dźwięk szkła nie zrobi na nim wrażenia. Jeżeli tak się wydarzy, wówczas zawsze możemy zrobić sobie wycieczką po malowniczym i dzikim Pogórzu Dynowskim, jednak nie o to nam chodzi.

Jak więc w miarę bezstresowo dojechać z Warszawy lub Wrocławia, tudzież innych miast, w Bieszczady? Możemy do przetransportowania swego jestestwa oraz roweru wykorzystać przewoźnika autobusowego. Obecnie chyba jedynym przewoźnikiem, który oficjalnie przewozi rowery w luku bagażowym jest firma Neobus ( www.neobus.pl). Przewóz roweru kosztuje 20 zł w jedną stronę i trzeba go zgłosić telefonicznie po zakupieniu biletu online. Oczywiście przed zakupem biletu warto a nawet trzeba przedzwonić na infolinie przewoźnika z pytaniem, czy w danym terminie na danej trasie będzie można przewieźć rower. Ważne jest to, że opłatę za przewóz roweru uiszczamy u kierowcy gotówka lub kartą, dlatego wsiadając do autobusu warto mieć przy sobie przygotowaną kartę płatniczą lub gotówkę – osobiście preferuję gotówkę, ponieważ terminal może akurat mieć zły dzień i w efekcie odmówi współpracy.

Rower w luku bagażowym autokaru Neobus.

Tak jak napisałem Neobus jeździ w Bieszczady z kilku większych i przez kilka większych polskich miast m.in. Wrocław, Katowice, Kraków, Warszawę. O ile na trasie przelatuje jedynie przez większe miasta, to w Bieszczadach zatrzymuje się już w każdej miejscowości przez którą przejeżdża. Jest to świetne rozwiązanie, ponieważ możemy praktycznie dojechać w każde miejsce z którego warto rozpocząć podróż, do wyboru jest np. Zagórz, Solina, Polańczyk, Lesko, Ustrzyki Dolne. Wymieniam tutaj większe miejscowości i są one zaznaczone na rozkładzie jazdy, jednak autokar zatrzymuje się również w mniejszych miejscowościach (wsiach) rozsianych pomiędzy nimi.

Rower musi być przygotowany do transportu. Koła muszą być zdemontowane, ponieważ rower musimy zmieścić do węższego przedziału bagażowego w którym często kierowcy transportują wodę mineralną, jaką pasażerowie otrzymują gratis. Wodą jednak nie musimy się przejmować – można śmiało na niej położyć rower. Toreb bikepackingowych nie musimy zdejmować. Chodzi przede wszystkim o to, aby rower zmieścić do wyznaczonego miejsca a w tym skutecznie przeszkadzają koła. Oczywiście koła demontujemy przed przyjazdem autobusu, zwłaszcza jeżeli jest to przystanek pośredni. Musimy też być przygotowani do przeniesienia roweru i kół już po demontażu do luku bagażowego znajdującego się po lewej stronie autokaru, czyli po drugiej stronie autobusu patrząc od strony przystanku. Z tego względu osobiście radzę wypiąć torby na czas transportu, pozostawiając jedynie trójkąt w ramie i bidony. Oczywiście nie wypinamy uprzęży a jedynie worki. Worki zresztą można spiąć razem i wrzucić do luku obok roweru. Kierowcy są bardzo uprzejmi i o ile nie jest ich obowiązkiem pomoc przy wkładaniu roweru do luku bagażowego, to nie poganiają, ale czekają cierpliwie aż zakończymy operację.

Ważna uwaga: wracając z trasy warto zmyć z roweru błoto, ponieważ kierowca może odmówić przewozu roweru, jeżeli nasz sprzęt będzie epatował bieszczadzkim błotem. Osobiście wożę ze sobą ściereczkę i myję rower nawet wówczas, gdy wracam pociągiem a w przypadku braku cieków wodnych korzystam z wody zgromadzonej w bidonie (w tym miejscu pozdrawiam panią z baru nocnego na stacji w Stróżach na granicy Beskidu Niskiego, która sama z siebie m.in. zaoferowała mi wiadro z gorącą wodą i płynem oraz komplet nowych szmatek, dzięki czemu mogłem dokładniej umyć rower – zjawię się kiedyś z czekoladą!). Na zdjęciu zamieszczonym do niniejszego artykułu widać rower przewożony w całości – akurat luk bagażowy nie był zbyt zapełniony a po drodze nie wsiadało zbyt wielu ludzi, dlatego kierowca pozwolił wpakować mi rower w całości. Jednak później zrozumiałem, że nie było to rozsądne posunięcie, ponieważ podróż Neobusem składa się z dwóch etapów. W pierwszym jedziemy w okolice Krosna a tam zaczyna się drugi etap podróży, ponieważ przesiadamy się do autokaru jadącego już w miejsce docelowe. Tak więc zmuszeni jesteśmy dwukrotnie pakować rower do luku bagażowego. Może więc się zdarzyć, że nawet jeżeli na przystanku początkowym było sporo miejsca i ubłagaliśmy kierowcę, aby pozwolił nam nie demontować kół, to przesiadając się do drugiego autokaru może się okazać, że musimy zdemontować koła. Oczywiście demontaż nie zajmuje wiele czasu, ale przesiadka z zasady ma trwać tylko chwilę i lepiej jednak nie marudzić. Poza tym wracając nocnym połączeniem jesteśmy już mocno zmęczeni i nie warto tracić czasu na szarpanie się z rowerem.

Minusem eskapady autokarowej jest mniejszy komfort jazdy – w autokarze nie rozłożymy już materaca czy karimaty na podłodze i nie zawiniemy się w śpiwór, aby przespać kilka godzin snem sprawiedliwego. Myślę jednak, że pewien dyskomfort lub nawet niedobór snu, to niewielka cena za możliwość przetransportowania roweru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


CAPTCHA Image
Reload Image